Beskid Śląski
7.02.2014 - 09.02.2014

Celem tej weekendowej wycieczki było zdobycie Skrzycznego (1 257 m n.p.m.) – najwyższego szczytu Beskidu Śląskiego w ramach zdobywania Korony Gór Polskich, ale skoro cały weekend był do wykorzystania, to przy okazji postanowiliśmy poznać te góry trochę lepiej.
Na celownik wzięliśmy dwa szlaki uważane za najładniejsze: Skrzyczne – Barania Góra oraz Szyndzielnia – Klimczok.
Wybór okazał się trafiony, bo widoki mieliśmy przecudne, ale po kolei.

A tu Kasia zrobiła filmik z naszego wypadu:

PIĄTEK

Z Częstochowy wyjeżdżamy po godzinie 18:00 i kierujemy się na Bielsko Białą, ponieważ auto planujemy zostawić 25 km dalej w Zimniku nieopodal miejscowości Twardorzeczki.
Na miejsce docieramy o 21:30. Samochód zostawiamy na pustym parkingu za przystankiem i ruszamy na niebieski szlak prowadzący na Skrzyczne. Planujemy dziś nocować gdzieś w pobliżu szczytu, żeby móc jutro podziwiać wschód słońca z okolic szczytu.
Trzeba przyznać, że podejście pod Równię jest dość wymagające, a z pełnym ekwipunkiem nawet bardzo.
Czym bliżej szczytu tym większy wiatr zaczął się wzmagać. Fakt ten spowodował u nas niepokojące myśli dotyczące możliwego noclegu. Zaplanowaliśmy spanie pod namiotem, a wraz ze zdobywaniem wysokości sytuacja stawała się gorsza. Wyspanie się tej nocy wydawało się wątpliwe.
Nagle na naszej drodze zdarzyła się niespodzianka. Patrzymy, a tu chatka, przecieramy oczy ze zdumienia i chatka rzeczywiście tam jest. Podeszliśmy bliżej zbadać obiekt. Była w dobrym stanie, pewnie w miarę nowa i pozamykana na cztery spusty. Od początku nie chodziło o to, żeby spać w środku, chcieliśmy rozbić się obok i osłonić od wiatru. Jednak dostrzegliśmy lepszą opcję. Pod chatką znajdował się składzik na drewno doskonała miejscówa dla nas. Zrobiliśmy więc porządek i rozbiliśmy namiot.

SOBOTA (Skrzyczne - Barania Góra)

Obudziliśmy się wcześnie, żeby nie przespać wschodu słońca. Poprzedniego wieczoru niebo było bezchmurne, w oddali widać było pięknie oświetlony Żywiec i część szczytów Pasma Baraniej Góry. Wschód słońca zapowiadał się więc idealnie. Niestety nie był. Wszystko spowiły gęste jak mleko mgły. Ehhh można było dłużej pospać. Zebraliśmy nasz obóz i ruszyliśmy dalej niebieskim szlakiem na Skrzyczne.


Dotarliśmy tam około 8:30. Na szczycie pustki aż miło. W schronisku poza nami było kilka osób. Wypiliśmy kawkę, zrobiliśmy sesję zdjęciową i ruszyliśmy zielonym szlakiem w stronę Baraniej Góry (1 220 m n.p.m.).


Około kwadrans od Skrzycznego znajduje się zadaszone miejsce na biwak.


Po około godzinie dochodzimy do Malinowskiej Skały (1 152 m n.p.m.).


Dalej kierujemy się na Magurkę Wiślańską (1 140 m n.p.m.) i Baranią Górę wciąż zielonym szlakiem.
Do Baraniej dochodzimy po 13:00. Droga ze Skrzycznego zajęła nam 4 godziny, ale ładna słoneczna pogoda i brak ograniczeń czasowych sprawiały, że często robiliśmy postoje. Normalnym tempem pokonałoby się tą drogę szybciej.
Z Baraniej Góry nie chcemy wracać tą samą drogą na Magurkę Wiślaną, więc schodzimy ze szlaku na ścieżkę, która skraca nam tą drogę i wychodzimy bezpośrednio na czerwony szlak niedaleko Magurki Radziechowskiej, robiąc przy okazji postój na piknik przy chatce pasterskiej na Hali Baraniej.
Na Magurce Radziechowskiej zmieniamy szlak na zielony. Idąc nim dostrzegamy, że najlepiej byłoby dostać się na szlak żółty, gdyż idąc dalej tym wyjdziemy w Twardorzeczce, a samochód mamy na parkingu w Zimniku. Więc znowu odbijamy od szlaku nieoznaczoną ścieżką, która doprowadza nas do żółtego szlaku.
Jest już po godzinie 17:00 i szlak zbliża się ku końcowi, zaczynamy więc myśleć o organizacji dzisiejszego noclegu. Ten żółty szlak idzie wzdłuż ścieżki przyrodniczej przy strumyku i co jakiś czas napotykamy miejsca biwakowe, czyli zadaszone stoliki z ławeczkami i miejscami na ognisko. Dla nas to idealne opcje na nocleg pod namiotem.
Przy końcu szlaku znajdują się budynki Nadleśnictwa obok nich duży parking i łąka, na niej altana, kilka stoliczków z ławeczkami i podmurowane miejsce na ognisko z rożnem. Postanawiamy w końcu udać się do Nadleśnictwa i zapytać, czy możemy skorzystać. Miłym zaskoczeniem było, że trafiliśmy na leśniczego, który widać, że lubi i rozumie „dzikich” turystów. Powiedział mam, że nie jest to miejsce przystosowane do noclegów (brak sanitariatów) ale... i tu kiwnął znacząco, co oznaczało – „przymrużymy oko”. Zapytałam również o ognisko, to sam zaproponował że da nam suche drewno na rozpałkę. A z pobliskiego lasu możemy wyszarpać co chcemy. Mało tego niedaleko znajdowało się miejsce do czerpania wody pitnej, bardzo dobrej zresztą, więc warunki tej nocy były wręcz luksusowe. A i pogoda mimo lutego dopisywała.

NIEDZIELA (Szyndzielnia – Klimczok)

Na dziś zaplanowaliśmy krótszą wycieczkę: Szyndzielnia – Klimczok. Te szczyty w przeciwieństwie do sobotnich były zaludnione przez turystów, ich dzieci i ich zwierzęta, pewnie dlatego, że można na nie wjechać.

Samochód zostawiliśmy na parkingu, przez który przechodzi zielony szlak za miejscowością Bystra Krakowska i tym szlakiem podążyliśmy na przełęcz Kołowrót. Następnie zeszliśmy na żółty szlak którym udaliśmy się na Szyndzielnię (1 028 m n.p.m.). Zajęło nam to około godzinę.
Przy Schronisku na Szyndzielni usiedliśmy na chwilę wystawiając twarze ku mocnemu lutowemu słońcu, a następnie żółtym szlakiem ruszyliśmy na szczyt Klimczoka (1 117 m n.p.m.). Tam dotarliśmy po pół godziny marszu. Na szczycie zrobiliśmy sobie dłuższy postój, widoczność była niemal idealna, mogliśmy podziwiać Tatry i Beskid Żywiecki. Do tego pogoda mimo miesiąca lutego – właściwie wiosenna.
Na drogę powrotną wybraliśmy ścieżkę bez szlaku, która wiodła do rzeczki Białki i dalej wzdłuż niej wprost do naszego parkingu. W godzinach popołudniowych udaliśmy się w drogę powrotną do domu.


© 2013-2014 by Damian Fidura