Bałkańska przygoda
31.08.2013 - 15.09.2013

Od dawna chodziła mi po głowie wyprawa motocyklowa i w tym roku postanowiłem zrealizować to marzenie. Padło na Bałkany, które to już trochę znaliśmy z wcześniejszych wojaży. Kasi nie trzeba było długo namawiać, wszak oboje lubimy przygody a taka wyprawa to dobra okazja by w nich zasmakować. I tak po uzbrojeniu się w sakwy i kufer wyruszyliśmy na spotkanie przygody.
Wyprawa nasza wydała nam się na tyle ciekawa, że postanowiliśmy opisać ją tutaj. Właściwie to głównie Kasia opisze. Postaramy się zamieścić informacje praktyczne i pomocne by ułatwić każdemu zaplanowanie własnej podróży.
Zapraszamy do lektury :)


Poniżej mapka naszych wojaży:

Dzień I - Wyruszamy nad Balaton
31.08.2013

Była godzina 6 rano, a raczej kilka minut po, gdy pod balkonem usłyszałam warkot mojego ulubionego motoru. Wyczekany był bardziej niż zwykle, gdyż oto przed nami klarowała się wielka wyprawa, pełna niespodzianek przygoda w nieznane.

Około godziny 6:30 spakowani wyruszamy. Pakowanie oczywiście nie odbyło się bez pewnych trudności, gdyż jak kobieta ma upchnąć ciuchy na dwa tygodnie w sakwę. Po dociśnięciu kolanem wróg się poddaje i zamek się wreszcie dopina.

Dziś do przebycia jest 600 km. Mamy w planach spać nad Balatonem na Węgrzech. Nie spieszymy się zbytnio, robimy po drodze kilka przystanków na rozprostowanie kości.

Jedziemy z Częstochowy na Zwardoń, tam przekraczamy słowacką granicę. Dalej już podążamy autostradą – dla motocykli jest darmowa. Kierujemy się na Györ na Węgrzech. Dalej już drogami krajowymi w okolice Balatonu.

Do miejscowości Tihany docieramy około godziny 19:00. I przychodzi czas na to, czego boję się najbardziej, czyli dogadanie z miejscowymi odnośnie noclegu. Doświadczenia z poprzednich wyjazdów pokazywały, że kiepsko u nich z angielskim, a język ojczysty z kolei dla nas jest niepodobny absolutnie do niczego. Trafiamy na kwaterę do kobiety w podeszłym wieku i my – Polacy, mówiący wyłącznie po angielsku, prowadzimy zabawną konwersację z Węgierką znającą język niemiecki. Przy pomocy kartki i długopisu udaje się ustalić jeden nocleg za cenę 20 € za nas dwoje.

Wieczór spędzamy nad brzegiem Balatonu na pomoście, delektując się miejscowym specjałem, z którego słynie ta okolica – regionalnym winkiem. Jego smak nie powala, ale w takich ładnych okolicznościach całkiem nam pasuje.


Inforamka
Trasa: Częstochowa - Zwardoń - Gyor - Tihany
Dystans: 600 km
Miejsce noclegu: 46.910847, 17.888488 (pokaż na mapie)
Cena noclegu: 10 €/osobę

Dzień II - Dalej na południe
01.09.2013

Wyruszamy około godziny 8:00. Dziś do przebycia jest 700 km zamierzamy nocować gdzieś na Riwierze Makarskiej, najlepiej w Makarze, gdyż mamy w planach poplażować i zdobyć najwyższy szczyt Gór Biokovo - Svety Jura. Przydałoby się więc kilka noclegów w jednym miejscu, żeby oszczędzić sobie codziennego pakowania.

Droga – super. Czym bardziej na południe tym cieplej.

Jedziemy Z Tihany na Nagykanizsa i przekraczamy granicę w Letenye. Dalej kierujemy się na Zagrzeb, Split aż do Makarskiej. Tu autostrady są już płatne ale warto zapłacić gdyż zaoszczędza się dużo czasu.

Po zjechaniu z autostrady nie trzeba przejeżdżać przez góry gdyż otworzono już tunel Sveti Ilija i za 12 HRK przejeżdżamy pod masywem Biokovo.
Do celu docieramy pod wieczór.

Nocleg wybieramy w Makarskiej. Trafiamy na dobre miejsce wypadowe w góry, naprzeciwko sklep, do morza też niedaleko około 500 m. Uzgadniamy trzy noclegi, kosztują nas po 10 € od osoby. Bardzo mili właściciele pozwalają nam wprowadzić motocykl na podwórko, więc zostawiamy go w całkiem bezpiecznym miejscu. W domu nocują też Polacy – oczywiście – zero zdziwienia. Wieczorkiem udajemy się na plażę, by podziwiać Makarską po zachodzie słońca. Jutro będzie plażing-smażing, żeby trochę odreagować po podróży i nacieszyć się Adriatykiem, a pojutrze zdobywamy Svetego Jurę, który chytrze uśmiecha się już do nas z tych swoich 1 762 m n.p.m.
Inforamka
Trasa: Tihamy - Letenye - Zagrzeb - Makarska
Dystans: 700 km
Miejsce noclegu: 43.295184, 17.024439 (pokaż na mapie)
Cena noclegu: 10 €/osobę

Dzień III - Chwila relaksu
02.09.2013

Cały dzień upłynął nam na płaszczeniu się na plaży i pływaniu w ciepłym Adriatyku.

Dzisiejszy obiad patrzył się na mnie.


Dzień IV - Zdobywanie sv. Jury (1762 m n.p.m.)
03.09.2013

Wyruszamy z Makarskiej około godziny 6:00 zaopatrzeni w 3 litry napojów na łebka. Spodziewać się można, że droga przed nami niełatwa, do tego upał i do pokonania 1 800 m przewyższeń. Najpierw szlak wiedzie asfaltem do Makaru około godziny. Tutaj znajduje się kościół i cmentarz. Do tego miejsca można by było dojechać, nam to jednak pokrzyżowałoby plany powrotu, gdyż mieliśmy schodzić z drugiej strony miasta. Nasza droga staje się kamienista. Łatwo się tu pomylić, bo jest to najpierw wąska dróżka.

Na razie wciąż słońce jest po przeciwnej stronie góry – to nasza przewaga.
Pierwsze promienie witamy już na ostatniej prostej pod Vošac. Około godziny 10:00 podziwiamy panoramę Riwiery Makarskiej i pobliskich wysp ze Štrbiny (1 338 m n.p.m.), takiego widokowego tarasu pod szczytem Vošaca.

Niewiele dalej według przewodników i map powinno się znajdować schronisko. Owszem – było. Szkoda, że zamknięte.



A tam u góry – taka mała budka to szczyt Vošaca (1 421 m n.p.m.).

Ogólnie na szlaku nie było zbyt wielu turystów, w przeciwieństwie do tłoków w naszych rodzimych Tatrach. Jednak akurat pod Vošac można dojechać samochodem, więc spotkaliśmy tu trochę narodu polskiego – oczywiście. Jedno małżeństwo przestrzegało nas przed zdobywaniem Jurasa, gdyż ich syn – górski biegacz, ocenił go ponoć na trudne podejście. Doskonale!!! – stwierdziliśmy, gdyż właśnie na biegaczy trafiło – Challenge accepted!!!
Idziemy dalej i niebawem z oddali wyłania się cel naszej wędrówki – Svety Jura.

No i dalej idziemy i idziemy, w górę i w dół. Co jakiś czas widać Jurasa (tak go żartobliwie ochrzciliśmy). Wydaje się być tak niedaleko. Jakże to mylne wrażenie, gdyż do miejsca zwanego Planinarska kuća Sv. Jura, czyli takiego ostatniego przystanku przed finalnym podejściem na szczyt, docieramy około godziny 13:00. Ale, ale czym że jest to zastanawiające miejsce. Hmmm według mapy powinno być to schronisko, czy jakiś schron przynajmniej. Idąc szlakiem pojawiają się oznaczenia „WODA” kierujące w jej stronę. A ta kuća to taka mała odstraszająca chatka. Jest w niej owszem woda i niewiele poza tym, a woda ta ma podejrzany zapach, więc rezygnujemy z jej spożywania, żeby nasza wyprawa nie skończyła się przedwcześnie. Idziemy dalej.
Ostatnie kilkadziesiąt metrów, to dla mnie dramat. Damian nic nie mówi, idzie dziarsko, cóż więc pozostaje i ja idę, czy może raczej wlekę się ostatkiem sił pojękując pod nosem.

Tak dokładnie wyglądało to podejście, całkiem strome, więc ta lina nie raz się przydała.
O godzinie 13:40 Juras 1 762 m n.p.m. zostaje triumfalnie zdobyty!!!


Panorama ze szczytu sv. Jure
Panorama ze szczytu sv. Jure


Na szczycie spotykamy turystów w sandałkach i japonkach, wyglądamy pewnie przy nich dość niekorzystnie. No ale cóż – tu też można dojechać samochodem.

Po dłuuugim odpoczynku przystępujemy do zejścia. Na drogę powrotną obieramy inny szlak, żeby pooglądać nowe widoczki, kierujemy się szlakiem na Velikie Brdo. Okazało się to świetnym pomysłem. Szlak wyglądał na rzadko uczęszczany, nie spotkaliśmy żadnego człowieka, a za to przez dość długi odcinek towarzyszyli nam mieszkańcy tutejszych rejonów.

Najpierw jeden, pewnie zaskoczony obecnością intruzów, a za chwilę cała rodzinka.

Odprowadzali nas wzrokiem przez dłuższy moment. Szlak, który wybraliśmy na zejście był dłuższy niż ten, którym wchodziliśmy, ale i było co podziwiać.

Do tego momentu było jeszcze super, ale później zaczęło robić się ciężko, gdyż droga składała się z luźnych kamieni, po których w zasadzie zjeżdżaliśmy. Dlatego zdecydowanie odradzam ten szlak na wejście. Około godziny 19:00 zeszliśmy do Makarskiej. Później już asfaltową drogą i częściowo na przełaj gajami oliwnymi wróciliśmy na kwaterę.
Inforamka
Trasa: Makarska - Makar - Vošac - sv. Jure - Veliko Brdo - Makarska
Dystans: 20 km
Czas przejścia: ~14 h
Zapis GPS: plik gpx
Mapa TrekBuddy: Biokovo.tar

Dzień V - Kierunek Mostar
04.09.2013

Mostar - historyczne miasto urzekające swym pięknem, miejsce zetknięcia wielu kultur, co jest wynikiem różnorodności etnicznej i religijnej, wspomnienie dramatu wojny niezatarte jeszcze przez czas i działalność ludzką, które uderza na każdym kroku śladami po walkach widocznymi na ścianach budynków.
Mostar Makarską opuściliśmy około godziny 13:00. Pozwoliliśmy sobie na przedpołudniowy plażing-smażing, gdyż do przejechania było tylko 100 km.
Do Mostaru docieramy przed godziną 18:00. Zdobycie tu noclegu, było dość proste. Wystarczyło, że zatrzymaliśmy się na parkingu i zaraz dorwał nas „naganiacz” z propozycją. Pojechaliśmy za nim do dość - w moim odczuciu – szemranej dzielnicy. Mimo początkowych obaw trafiliśmy świetnie, do centrum mieliśmy około kwadrans drogi spacerkiem, a motor był zamknięty za bramą, właściciele sympatyczni. Za nocleg zapłaciliśmy po 10 € od osoby. Później zjawiło się dwóch bajkerów z Niemiec i Austrii, którzy również byli w trakcie odbywania podróży objazdowej po Bałkanach, więc nasz motocykl nie stał samotnie. Mostar Ogarnęliśmy się spiesznie i ruszyliśmy na „lans” po okolicy. Pierwsze co od razu dostrzegliśmy to ilość meczetów i wydobywające się z głośników minaretów z różnych stron islamskie nawoływanie do modlitwy.
Kultura islamska wyrażała się również w strojach kobiet oraz wystawach straganów na uliczkach w starym mieście.
I w takim klimacie docieramy do głównego zabytku – Starego Mostu
Stary Most został wybudowany w wersji kamiennej w XVI wieku, jednak w wyniku walk, jakie toczyły się na tych terenach w 1993 roku został zburzony przez chorwackie wojska. Po ukończeniu rekonstrukcji w 2004 roku został ponownie udostępniony do użytku.
Ze Starego Mostu odbywają się pokazy skoków do wody, my nie trafiliśmy na tą „atrakcję”, ale podczas naszego pobytu był bardzo niski poziom wody, może to zniechęciło ryzykantów.
Wracając na kwaterę zboczyliśmy z uliczek spacerowych starego miasta, żeby przyjrzeć się toczącemu się tu codziennemu życiu. I tym co nas od razu zaskoczyło, były ślady zniszczeń po wojnie na wielu budynkach. Wrażenie było ogromne. Nie trzeba było sobie wyobrażać, wystarczyło patrzeć na okolicę, aby poczuć jaki dramat ludzki musiał mieć tu miejsce w momencie ataku wojsk.

Wieczorem wyskoczyliśmy jeszcze popodziwiać miasto po zmroku i skosztować lokalnego piwka Sarajevsko, które było nawet całkiem niezłe.

Inforamka
Trasa: Makarska - Mostar
Dystans: 100 km
Miejsce noclegu: Kekić Meho, ul. Pere Lazetića br.8, 88000 Mostar, GSM: 061 175 165 (pokaż na mapie)
Cena noclegu: 10 €/osobę
1 | 2 | 3

© 2013-2014 by Damian Fidura