Bieszczady na majówkę
01.05.2013 - 05.05.2013
Na tegoroczną Majówkę postanowiliśmy obrać na celownik Bieszczady.
Z opinii, jakich wcześniej zasięgaliśmy nie jest to idealna pora na taką wycieczkę ze względu na ilość turystów, którzy wpadają na dokładnie taki sam pomysł, przez co na Połoninach może robić się tłoczno, a małe miasteczka pękają w szwach.
My jednak nie rezygnujemy z założonego planu, trochę go tylko modyfikujemy, żeby tych tłumów w miarę możliwości uniknąć.
Co zakładał plan:
- Zdobycie Tarnicy – jednego ze szczytów do Korony Gór Polski, 1346 m n.p.m.
- Wschód słońca na Połoninach,
- Połoninę Wetlińską i Caryńską,
- Przejazd Bieszczadzką Kolejką Leśną,
- Trochę jaskiń i wodospadów.
Środa 01.05.2013 dzień pierwszy
Opuszczamy Częstochowę wczesnym rankiem, nad Solinę mamy około 360 km. Nad zaporę na Solinie docieramy chwilę po godzinie 14:00.
Robimy sobie szaszłyki z grilla i spacerujemy po zaporze do wieczora. Później udajemy się na nocleg do Bereżek. Tam właśnie znajduje się pole namiotowe o "charakterze survivalowym".
Czym się charakteryzuje to miejsce? Otóż nie ma tam wiele, ale jest wszystko czego potrzebujemy - miejsce na rozbicie namiotu, rzeczka, kilka miejsc na ognisko i drewniane szałasy z ławeczkami. Dla nas wystarczający luksus.
Docieramy do Bereżek, a tam nie ma żywej duszy. Żadnego namiotu, samochodu, człowieka. Nikt pieniędzy za obóz nie zbiera. Pusto. W zasadzie to idealnie.
Idziemy do najbliższego domu zasięgnąć informacji i dowiadujemy się, że nazajutrz rano powinien ktoś przyjechać, komu będziemy mogli zapłacić. My zamierzamy w nocy wyjść na szlak, no ale najwyżej zapłacimy następnego dnia.
Rozbijamy obóz, rozpalamy ognisko i uskuteczniamy „Łomżing”.
Jacyś ludzie w międzyczasie schodzą ze szlaku. Hurra wreszcie ludzie :D, ale idą dalej.
Później przyjeżdża samochód z innymi turystami i zostają na nocleg. Tak więc całe pole namiotowe tej nocy opanowane było przez cztery osoby.
Czwartek 02.05.2013 dzień drugi
Tego dnia w planie było obejrzenie wschodu słońca na Połoninach, zdobycie Tarnicy 1346 m n.p.m. oraz przejście Połoniny Caryńskiej i powrót na pole namiotowe, czyli taka pętelka na 32 km. Plan dość napięty i wymagający wyjścia na szlak nocą.
Słońce wzejdzie o godzinie 5:08 w tym czasie chcemy być na Bukowym Berdzie, więc na szlak wychodzimy około 2:00 w nocy.
Z Bereżek do Widełek idziemy około pół godziny i wchodzimy na niebieski szlak prowadzący na Bukowe Berdo. W nocy z czołówkami da się przejść tą drogę.
Na Bukowe Berdo docieramy o godzinie 4:50. Przygotowujemy śniadanko i czekamy na wschód słońca. Warto było się nie wyspać i dreptać ciemną nocą po lesie, żeby ujrzeć ten widok. To był piękny wschód słońca i jeszcze te mgły w dolinach między wzgórzami.
Po godzinie zachwytów ruszamy w dalszą drogę. Kontynuujemy wędrówkę niebieskim szlakiem do Przełęczy Goprowskiej, gdzie docieramy po około dwóch godzinach. Do tej pory nie spotkaliśmy nikogo na szlaku, ale nagle przed nami drogę przebiega dość liczne stado dzików.
Pierwszego człowieka spotykamy dopiero na szczycie Tarnicy (1346 m n.p.m.), gdzie docieramy po około godzinie.
Tu robimy dłuższą przerwę i kontynuujemy wycieczkę. Schodzimy na Przełęcz pod Tarnicą i przechodzimy na czerwony szlak do Ustrzyk Górnych. Tam docieramy około godziny 12:00 czas więc na lunch. Miejsc jest kilka do wyboru, więc łatwo coś wybrać. Nie będę pisać gdzie my jedliśmy, bo nie wiem czy bym poleciła tą knajpkę, jedzenie było przeciętne, ale to tylko moje zdanie.
Zostaje mam druga połowa dzisiejszego planu: Przejść Połoninę Caryńską i wrócić na nocleg do Bereżek, gdzie zastał samochód i nasz obóz. Na Połoninę idziemy czerwonym szlakiem.
Do tej pory na szlaku nie mieliśmy dużo towarzystwa, tu jednak to się zmieniło. Turystów było sporo, ale skoro całe przedpołudnie chodziliśmy, jakbyśmy byli sami na świecie, to nie przeszkadzało nam to teraz.
Po trzech godzinach przechodzimy na zielony szlak. Kierujemy się do Schroniska Studenckiego Koliba.
W okolicach godziny 16:00 dogania nas kryzys. Wiadomo było, że to nastąpi w końcu snu było mało, a w nogach już sporo kilometrów, schodzimy więc sobie ze szlaku i ucinamy godzinną drzemkę.
Ze schroniska do Bereżek schodzimy żółtym szlakiem i docieram tam wieczorem.
Piątek 03.05.2013 dzień trzeci
Po wczorajszych 19 godzinach chodzenia dziś fundujemy sobie luźniejszy dzień. Obmyślamy więc plan następujący:
- zwiedzić jaskinie w miejscowości Nasiczne,
- przejść Połoninę Wetlińską
Bereżki opuszczamy około godziny 8:00 nocleg planujemy w Brzegach Górnych, ale po drodze zahaczamy o Nasiczne, z Bereżek jest tam blisko – 20 km.
Parkujemy najbliżej jaskiń jak tylko się da, przy drodze. Z informacji, jakie doczytaliśmy, podobno ciężko je zlokalizować. Ustawiamy wszystkie gps-y i idziemy w las. Kierujemy się w większości na azymut pod górkę. Szukamy i szukamy. I szukamy i wciąż szukamy. I tyle w tym temacie. Zleźliśmy całą górkę i jej zbocza z czterech stron świata, ale jaskiń nie znaleźliśmy. Postanawiamy nie tracić więcej czasu, w końcu Połonina Wetlińska na nas czeka i trzeba jeszcze nocleg znaleźć.
Jedziemy do Brzegów Górnych. Stąd jest około 5 km.
Nocleg znajdujemy bez problemu na polu namiotowym, choć tu akurat ludzi jest trochę, ale ciasno nie jest. Wpłynęła na ten stan pewnie pogoda, pada deszcz i jest dość zimno.
Na Połoninę wyruszamy około godziny 14:00. Pogoda trochę się poprawia.
Idziemy niespiesznie – jednak mięsnie przypominają nam o wczorajszym dniu.
Kierujemy się czerwonym szlakiem. Po drodze zauważamy skupisko turystów, którzy niczym grupa paparazzi robią zdjęcia oddalonemu o około 20 metrów dostojnie pozującemu wielkiemu jeleniowi. My również uwieczniamy go na zdjęciach, w końcu nie lada atrakcja.
Po niecałych dwóch godzinach dochodzimy do schroniska Chatka Puchatka i odkrywamy lekko zawiedzeni, że to tu skumulowali się wszyscy turyści z Bieszczadów. Chwilkę odpoczywamy i ruszamy dalej czerwonym szlakiem w stronę Przełęczy M. Orłowicza. Idziemy sobie chwilę podziwiając widoki, lecz nagle niebo zaczyna pokrywać się coraz ciemniejszymi chmurami, robi się dość mrocznie. Ostrzegano nas wszak o przelotnych burzach, ale jeszcze kilka chwil wcześniej nic ich nie zapowiadało.
Burza na tak otwartym i wysoko położonym terenie to wątpliwa przyjemność. W końcu zrobiło się ciemno jak po zmroku, ciężkie i niskie chmury pokryły wszystko. Zaczął padać deszcz, który po chwili przerodził się w burzę z piorunami waliło wszędzie dookoła nas i jakby jeszcze mało wrażeń – zaczął padać grad wielkości paznokci. Przetrwaliśmy jakoś i przemoczeni do majtek doszliśmy, a trochę dobiegliśmy (żeby rozgrzać organizm) do Przełęczy Orłowicza, stamtąd zielonym szlakiem zeszliśmy do Wetliny. Złapaliśmy ostatniego busa i podjechaliśmy na nasze pole namiotowe. Około godziny 20:00 byliśmy w Brzegach Górnych.
Sobota 04.05.2013 dzień czwarty
Dziś w planach mamy przejazd Bieszczadzką Kolejką Leśną.
Do Majdanu, skąd odjeżdża Kolejka mamy 30 km, więc nie spieszymy się rano z pakowaniem, bo Kolejka do miejscowości Przysłup rusza o 10:30 według internetowego rozkładu. Przyjeżdżamy tam po 10:00 i natykamy się na całą masę ludzi. Nie ma co się dziwić, co tu robić w tak nieciekawą pogodę. Nie załapujemy się już na ten kurs. Kupujemy bilety na krótszą trasę parowozem do Balnicy.
Na nas ta cała atrakcja nie zrobiła większego wrażenia, przejechaliśmy się w tą i z powrotem. Ciuchcia, jak ciuchcia, a widoki do podziwiania raczej kiepskie, jeśli dwa dni oglądało się świat z wysokości Połonin.
Wsiadamy do samochodu i jedziemy dalej. Zaplanowaliśmy sobie spędzić dzisiejszą noc nad Brzegiem Sanu, na polu namiotowym w miejscowości Sękowiec.
Po godzinie 16:00 dojeżdżamy do Sękowca. To pole namiotowe ma zdecydowanie charakter survivalowy, jest to łąka nad brzegiem Sanu, jedna ławeczka i tyle. Okazuje się to strzałem w dziesiątkę, gdyż na całym obszarze jesteśmy zupełnie sami. Gospodarz pozwala nam korzystać z jego drewna, więc wieczór spędzamy przy ognisku, jak lordowie - cała łąka nasza.
Niedziela 05.05.2013 dzień piąty
Czas wracać do domu.
Po drodze oglądamy jeszcze wodospady na potokach Hylatym i Hulskim.
© 2013-2014 by Damian Fidura